poniedziałek, 23 lipca 2012

No i po strzelance - czyli wrażenia dnia wczorajszego.

Nooooo, udało mi się tego dpmowego miśka w końcu oderwać od klawiatury (czytaj: nie odpiąłem go z zipperów z kamizelki). Ale wróćmy do tematu.
Miejsce akcji: Mój domek, godzina 0900
Słyszę, że coś się tłucze strasznie po pokoju, narażając resztę domowników na pobudkę.
Wchodzę i co widzę:
Rico, a właściwie jego wystające nogi z pokrowca na replikę a obok całkiem pokaźny zapas petard, granatów i wszelakiej maści materiałów wybuchowych.
-Rico! Wyłaź stamtąd! Co ty tam cholero robisz.
-Juuuuuuuuuuż, myślałem, że nie zauważysz, że dołożyłem ci trochę wybuchowych niespodzianek.
-Wyciągaj to wszystko stamtąd, przecież tego nie da się nie zauważyć, ledwo zamki w pokrowcu trzymają.
-Kuuuurcze, a nie możemy wziąć chociaż kilka? - spytał zasmucony miś.
-Nie bardzo, zresztą twoje petardy są troszkę za mocne na nasze strzelanki mój panie, mógłbyś kogoś skrzywdzić.
-Mogę chociaż jechać z Tobą?
-No możesz, możesz, ale zbieraj się bo zaraz wychodzimy. I będziesz pilnował tyłów jak na swojej pierwszej strzelance, ok?
-Juhuuu - miś ochoczo wskoczył na plecy kamizelki stojącej w pokoju i czekał aż zostanie przypięty żeby nie spadł. Niecierpliwie pomrukiwał a ja w tym czasie szukałem spinek. 
-Ymmmm jakby to powiedzieć - zacząłem - nie mam spinek, ale mam karabińczyk z przodu, więc dzisiaj wypatrujesz razem ze mną wroga - co ty na to?
-Taaaak -wykrzyknął z radością- to co idziemy,idziemy,idziemy? 
-Idziemy.
Po krótkich przygodach z dokumentami w samochodzie, pojechaliśmy.
Miś sprytnie wypiął się z karabińczyka i poleciał witać się z chłopakami. Wrócił po jakimś czasie trzymając w łapce dwa lśniące zippery, z wyrazem dopiero co popełnionego małego podiwanienia na mordce.
-Skąd masz zipy?
-Eeeeeee, leżały sobie to wziąłem dwa.
-A pytałeś się czyje to? Nie wolno tak ot sobie brać co leży. Idź się teraz tłumaczyć a ja się dalej zbieram.
Zaczęliśmy strzelanie, Rico dzielnie pilnował czy wróg nie zachodzi nas od tyłu. Poszukiwania zajęcy zakończyły się przegraną, ale cóż.
Rico niestety nie dał rady sfragować Fiszera, ale mówi się trudno. Następnym razem :P
Wróciliśmy do domu i tak zakończył się jak najbardziej udany dzień.
-I co Rico, jak się podobało?
-W pyt... yyyyy świetnie było - delikatnie jąknął się misiek.
-No to co idziemy się lansować? - zapytałem przekornie.
-A idź się wypchaj SAS-watką wredoto jedna.
-No dobra już ci daję spokój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz