wtorek, 31 lipca 2012

Praca, praca, praca

Od rana coś się działo. Rico patrząc na mnie ze swojej szafki co chwila o coś pytał. W końcu wkurzony moimi zdawkowymi odpowiedziami poszedł coś spałaszować. Ja w tym czasie pakowałem replikę. Wychodząc na pocztę nawet nie poczułem nieznacznej zmiany ciężaru plecaka. Dopiero gdy usłyszałem standardowy tekst numer 3 czyli: ale fajny misioo i szarpnięcia wkurzonej istoty goretexowo-saswatkowej zorientowałem się, że ktoś tu dzisiaj jedzie ze mną do pracy. Zdejmuję plecak, patrzę a tu na mollach dynda się imć Rico.
-Te! Co ty tu robisz? Kto będzie pilnował repliki?
-Takim tekstem mnie nie zbędziesz. Przecież dopiero co ją wysłałeś na drugi koniec Polski.
-No, dobra tym razem ci się udało. Wiesz przecież co na twój widok powie szef co nie?
-Wcale nic nie powie. Ty się boisz, że będę lepszy od ciebie w pracy, a w szczególności z obcokrajowcami.      
  Przecież to ja jestem brytolem i wiem lepiej jak się mówi po angielsku.
-Rico, rozmawialiśmy na ten temat. I tak nie będziesz obsługiwał turystów. Jakby zareagowali na miśka biegającego po całym salonie i jeszcze mówiącego do nich?
-No jak, no?
-Przecież zadzwoniliby po moherowy oddział i tak skończyłaby się nasza przygoda. Za karę posiedzisz dzisiaj w plecaku
-Nieeee, tylko nie to. Nie będę  mógł chociaż poukładać ulotek albo gazetek wczasowych? Proooszęęę.
(Powiedział to robiąc oczka, jak kot który czegoś chce)
-No niech ci będzie ale to ostatni raz, jak mi odwijasz taki numer.
-Zaaaawsze tak mówisz - ziewając powiedział misiek - idę spać bo jeszcze chwila jazdy przed nami.
Dojechaliśmy do pracy. Rico był w swoim żywiole, skakał, biegał, układał. Próbował obsłużyć turystę ale ten przerażony wybiegł z salonu. Do tej pory nie wiem dlaczego. O 20 wracamy do domu i znowu miś będzie siedział z domownikami, bo inaczej nie mógłbym posiedzieć ze swoją dziołchą ;)
Być może zabierze się ze mną w sobotę do Elbląga na dni miasta. Relacja zostanie zdana na pewno ale w okolicach poniedziałku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz