środa, 24 października 2012

Rodzinka się powiększa...

Czwartek (18.10) mijał nadzwyczaj spokojnie. Cały dzień na uczelni a potem do domu. Nie zapowiadało się  nic ciekawego. Wszedłem na fejsbuka i zacząłem sprawdzać wiadomości. Mój wzrok przykuła jedna: dziwny ciąg liter i cyfr a pod spodem dalsza część, wysyłam paczkę kurierem, jutro powinna być.
Jeżeli Mama Misiowa wysyła takie wiadomości to może oznaczać tylko jedno. Rodzinka misiów powiększa się o kolejnego członka. Jest piątek, wyszedłem z domu. Zadzwonił telefon. Odbieram a tu:
-Dzień dobry, UPS przesyłki kurierskie, przesyłkę dla pana zostawiłem u sąsiada. Aaaa i coś się dziwnie tłukło, dosyć niezrozumiale krzycząc coś w stylu wypuść mnie albo cię i dalej nie szło zrozumieć.
-Okej, odbiorę, dzięki za info.
Jak najszybciej poszedłem do sąsiada odebrać pakunek. Nie wiem dlaczego sąsiad był delikatnie blady.
Oddając paczkę poprosił tylko, żebym go więcej nie stresował gadającymi i miotającymi się paczkami.
Gdy tylko wszedłem do domu z pokoju wyskoczyła zielono-piaskowa plama krzycząc:
-Braaaaaaaaaaaaatooooooooooooooook! - po czym zaczął w tym czasie wdrapywać się na mnie żeby wyrwać mi paczkę z jego bratem i samemu uwolnić swojego brytyjskiego brata (urodzonego w Polsce żeby nie było)
-Czekaj Rico, zaraz go uwolnimy, spokojnie.
Jednak było już za późno. Rico z okrzykiem Breaching! na pyszczku, założył mikry ładunek wybuchowy na paczkę. Zaraz potem dało się słyszeć mały wybuch i oto na wolność wydostał się brat Rico w skórze mtp.
Wywołał spore zaskoczenie, bo ukazał nam się dżentelmen w szaliczku a nie szalona i zwichrowana istota podobna do Rico, nosząca na głowie kapelusz a do kompletu mundur a pod spodem chustę. Jeszcze sobie wpiął w ucho przypinkę z zoo w warszawie po Walkathlonie. Misie wyściskały się i od razu pognały harcować do pokoju.
Dało się usłyszeć dochodzące zza drzwi wybuchy i harmider ale wolałem się nie wtrącać. Tak oto przybył kolejny z miś Dostał obowiązkowy karabińczyk, żeby się nie zgubił, chociaż nie wykazuje chęci podróżowania tak jak to robi Rico. Nazywa się Johnny. Numero 182. A imię wzięło się ze względu na pewne stworki i Xie. I to tyle.
P.S.
Nie jest taki jak te stworki. Nawet kolor ma inny :)

środa, 17 października 2012

Co się dzieje gdy misie posługują się facebookiem...

Historia z 12.09.2012
Już przez sen przeczuwałem coś niespecjalnie dobrego w ramach pobudki. No i dobrze wyczułem. Coś małego ale dosyć masywnego skakało mi po brzuchu pół godziny przed budzikiem. I to wcale nie był sen.
Rico skakał mi po brzuchu, krzycząc: A masz, a masz. Złapałem go podczas kolejnego wyskoku, który tym razem zamierzał skończyć łapką ale trochę niżej niż na brzuchu.
-Co się stało Rico?
-Jesteś wrednym kłamcą i oszustem!
-Ale dlaczego?
-Nie powiedziałeś mi, że w piątek poznam moje rodzeństwo.
-No bo to miała być niespodzianka. A tak swoją drogą, skąd o tym wiesz?
-A co ci do tego?
-No mów, mów.
-Zajrzałem na facebooka, no i akurat miałeś otwartą rozmowę z moją mamą to sobie poczytałem.
Chyba nie jesteś na mnie zły cooo?
-Jestem. Obudziłeś mnie cholerniku całe pół godziny wcześniej niż powinienem wstać. Wspominałem ci już rownież, że tutaj najpierw się pyta potem wali a nie na odwrót.
-Oj, dobra, dobra. Postaram się zapamiętać. Chyba...
-Mam dla ciebie jeszcze jedną małą niespodziankę...
-No mów, mów, mów
-Jedziemy w piątek do Warszawy spotkać się z twoją mamą i na Walkathlon. Co ty na to?
-Taaaaaaaaaaaaaaaaaak!
Miś w tym momencie wyrwał się i zrobił rundę zwycięstwa po pokoju. Radość która z niego emanowała była po prostu nie do opisania.
-Jedziesz ze mną do pracy?
-No pewnie, przecież ktoś tu musi Cię dyscyplinować, żebyś nie siedział za dużo na facebooku :)
-Niestety mam też smutną wiadomość dla ciebie mój przyjacielu: dwoje z trójki twojego rodzeństwa poleci w świat zaraz po tym jak ich poznasz.
-Ale dlaczeeeegoo?-
-Bo tak niestety musi być, ale przecież macie swoje sposoby komunikacji. Twój brat będzie towarzyszył Marcie, mojej koleżance, a siostra córce Michała z którym masz zdjęcie swoją drogą, też Martę
-No doobra jakoś to przeżyję. A trzeci/trzecia?
-Będziesz miał brata mój kochany.
-Taaaaaaaaaaaaaaaaaaak - miś zaczął skakać z zachwytu - kiedy,kiedy, kiedy?
-Tego nie wiem, bo twoja mama ma dosyć różne czasy ciąży.
-Ale, na pewno go nie oddasz komuś?
-Nie mój przyjacielu, nie ma takiej opcji.
-To dobrze, ale ostrzegam, że jak jednak go komuś oddasz to spotka cię rozkabumowanie. PAMIĘTAJ- tu miś groźnie pomachał zapalnikiem do C4.
-Okej, okej.
Dzień minął szybko a wyjazd do Warszawy opiszę w następnym poście
Tym krótkim wpisem wznawiamy prowadzenie przygód misiowo-hubertowych.

środa, 15 sierpnia 2012

SWD

W piątek jak przez cały tydzień wstałem rano, szybko zjadłem śniadanie i pognałem na autobus do pracy.
Nie zapowiadało się nic ciekawego. Byłem wręcz wkurzony, ponieważ paczka która miała dotrzeć właśnie w piątek, w statusie trackingowym miała opis że jest gdzieś w Warszawie. Kijowo jednym słowem.
Rico śpiąc gdzieś na szafce delikatnie pochrapywał i pomrukiwał  kabum,kabum co jakiś czas przez sen.
Dzień w pracy mijał zdecydowanie spokojnie. Ruch praktycznie nikły, niewiele do roboty. Jednak wydarzył się cud. SMS. Treść: Przyszła cholernie ciężka i wielka paczka. Rico. Nadawca: Mama.
Pomyślałem sobie: a, pewnie znowu miśka na żarty naszło. Skasowałem wiadomość i zająłem się pracą.
Wracając do domu po pracy, przeczuwałem, że znowu spotka mnie zawód z powodu specyficznego poczucia humoru mojego towarzysza.
Wszedłem do domu i z zaskoczenia zostałem obskoczony przez miśka:
-Co zamówiłeś, powiedz,powiedz, powiedz!
-Spokojnie, najpierw mi wyjaśnij co to za sms-y bez wiedzy mojej mamy? Znowu zrypki dostanę.
-Oj tam oj, powiesz, że wyższa konieczność była i musiałem. Powiesz twojej mamie parę słówek i będzie okej - powiedział miś, po czym zrobił takie oczka jak kociak, który bardzo czegoś od nas pragnie.
-O, co to, to nie. Sam się będziesz tłumaczył.
Rico poszedł się tłumaczyć mamie z sms-a a ja ruszyłem się rozpakować do pokoju.
Wchodząc, zauważyłem duuuży pakunek a obok nożyk do przesyłek i naderwaną folię.
W tle usłyszałem: No to teraz będzie, nie zdążyłem schować, po co on tak szybko przyjeżdżał?
-Te! Pilot, co kombinowałeś z moją przesyłką? Ładnie to tak?
-Oj, przecież wiesz, że byłem równie ciekawy co ty, co tam w środku jest.
-Dobra, dobra. Nie przeginaj. Pomóż mi z odpakowywaniem
Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Wkoło przesyłki było tylko widać śmignięcia multicamowego wdzianka. Po minucie moim oczom ukazał się przepiękny SWD. Armata jakich mało.
-Ale, teraz to już przegiąłeś. Nie dość, że sam jesteś wielki i przez ciebie jak gdzieś wiszę z tyłu to lęku wysokości dostaję, to jeszcze kupiłeś jakieś działo orbitalne, równie wielkie jak ty.
-Rico, to nie działo tylko SWD, a sam wiesz jak bardzo się rzucałem w oczy, gnając jako medyk między okopami i temu podobnymi. A teraz to inni będą musieli uciekać przede mną.
-Aaaaa, to takie buty. Daaaasz postrzelać? Dasz, dasz, dasz?
-No pewnie, że tak.
-No to idziemy. Zbieraj się, szybko szybko.
W tym momencie okazało się, że butla zasilająca jest pusta.  Rico stwierdził tylko: No jak nie urok to przemarsz wojska! I poszedł zawiedziony schować się pod sprzęt i spać.
Następnego dnia pojechałem nabić butlę. Jak tylko wróciłem, poszliśmy przestrzelać "działo". A właściwie ja poszedłem a misiek dyndał na pokrowcu ;)
Pewnie spytacie jak wrażenia. Odpowiem jednym słowem - pogrom.
Warto było wydać tyle kasy. Po intensywnym strzelaniu wróciliśmy zmęczeni do domu.
-No i jak się podobało?
-Świetnie było, a teraz idę spać bo ciężkie to jak jasna cholera.
-No widzisz, trzeba cierpieć za wyższy cel.
Tą króciutką wymianą opinii zakończyliśmy ten jakże udany dzień i udaliśmy się spać.

sobota, 11 sierpnia 2012

Dni Elbląga - czyli Afromental w wersji bardzo heavy

W piątek (3.08), dostałem bardzo tajemniczego sms-a:
Jutro o 18 przy pizzerii, zostaniesz porwany. Rico, też go odczytał więc logiczną reakcją było schowanie się do pokrowca na replikę.Mimo sprzeciwu wpiąłem go na molle.
-Nigdzie nie jadę, odepnij mnie albo cię ogolę na łyso w nocy. Nawet nie myśl, że znowu cię będę klatą zasłaniał. Ciosy karate to drogie rzeczy są. Nie jadę i koniec
-Rico, ale porywają nas na koncert, będzie fajnie, zobaczysz
-Nie jadę i koniec
Chcąc czy nie i tak pojechał, bo nie sięgał do karabińczyka i nie mógł się wypiąć. W samochodzie puściłem go z zapięcia. Skakał i szalał po całym aucie aż znalazł sobie rozrywkę.Usiadł przy tylnej szybie i machał kierowcom z tyłu. Jeden ze zdziwienia mało się nie władował do rowu, więc stwierdziłem, że lepiej żeby siedział koło nas i bajerował dziewczyny.
Zaparkowaliśmy po krótkich poszukiwaniach miejsc. Po dobrych 10 minutach czekania weszliśmy na teren koncertu. Ochroniarz miał małe wątpliwości co do misia ale gdy ten się odezwał, uznał, że chyba się nie wyspał i idzie się napić kawy. Byliśmy tylko na Afromentalu. Spodziewałem się lajtowej muzyczki w stylu ich Radio Songa, który przejadł mi się po odsłuchaniu milion razy w radiu. Zostałem ogłuszony, zaskoczony i nie wiem co jeszcze. Afro pokazali swoją baaardzo ciężką stronę mocy. Po dwóch godzinach występu słychać było pomruki tłumu o jeszcze.
Jestem od soboty fanem ich koncertowego brzmienia. Niech chłopaki dają tak dalej.
Rico był jednak dziwnie nieobecny i milczący, co wszystkich zadziwiło.
-Rico! Coś tak zamilkł?
-Coooooooooooooooooooooooo?
-Pytam, się czemu siedzisz tak cicho?
-Słabo cię słyszę, weź mi poruszaj uszami bo mi SAS-watka się zbiła od natężenia dźwięku.
 Po rozruszaniu uszu, miś wrócił do życia i do gadania.
-Ty, ale było świetnie, szczerze mówiąc to cię chciałem uszkodzić za tak wredne posunięcie jakim było zabieranie mnie na koncert i to na dodatek w ciemno. Ale wybaczam.
W ramach rekompensaty poproszę siostrę albo brata, jak najszybciej.
W tym momencie pojechał delikatnie po bandzie, będąc nieświadomym że trójka rodzeństwa jest w trakcie.
-Rico, przecież mówiłem ci, że w odpowiednim czasie będzie tak czy siak - uśmiechając się w myślach o nadchodzącej niespodziance dla małego narwańca, skończyłem temat.
Dojechaliśmy do domu i zmęczeni padliśmy do łóżek. Dzień był bardzo udany, wybawiliśmy się więc było po czym spać jak zabici.

wtorek, 31 lipca 2012

Praca, praca, praca

Od rana coś się działo. Rico patrząc na mnie ze swojej szafki co chwila o coś pytał. W końcu wkurzony moimi zdawkowymi odpowiedziami poszedł coś spałaszować. Ja w tym czasie pakowałem replikę. Wychodząc na pocztę nawet nie poczułem nieznacznej zmiany ciężaru plecaka. Dopiero gdy usłyszałem standardowy tekst numer 3 czyli: ale fajny misioo i szarpnięcia wkurzonej istoty goretexowo-saswatkowej zorientowałem się, że ktoś tu dzisiaj jedzie ze mną do pracy. Zdejmuję plecak, patrzę a tu na mollach dynda się imć Rico.
-Te! Co ty tu robisz? Kto będzie pilnował repliki?
-Takim tekstem mnie nie zbędziesz. Przecież dopiero co ją wysłałeś na drugi koniec Polski.
-No, dobra tym razem ci się udało. Wiesz przecież co na twój widok powie szef co nie?
-Wcale nic nie powie. Ty się boisz, że będę lepszy od ciebie w pracy, a w szczególności z obcokrajowcami.      
  Przecież to ja jestem brytolem i wiem lepiej jak się mówi po angielsku.
-Rico, rozmawialiśmy na ten temat. I tak nie będziesz obsługiwał turystów. Jakby zareagowali na miśka biegającego po całym salonie i jeszcze mówiącego do nich?
-No jak, no?
-Przecież zadzwoniliby po moherowy oddział i tak skończyłaby się nasza przygoda. Za karę posiedzisz dzisiaj w plecaku
-Nieeee, tylko nie to. Nie będę  mógł chociaż poukładać ulotek albo gazetek wczasowych? Proooszęęę.
(Powiedział to robiąc oczka, jak kot który czegoś chce)
-No niech ci będzie ale to ostatni raz, jak mi odwijasz taki numer.
-Zaaaawsze tak mówisz - ziewając powiedział misiek - idę spać bo jeszcze chwila jazdy przed nami.
Dojechaliśmy do pracy. Rico był w swoim żywiole, skakał, biegał, układał. Próbował obsłużyć turystę ale ten przerażony wybiegł z salonu. Do tej pory nie wiem dlaczego. O 20 wracamy do domu i znowu miś będzie siedział z domownikami, bo inaczej nie mógłbym posiedzieć ze swoją dziołchą ;)
Być może zabierze się ze mną w sobotę do Elbląga na dni miasta. Relacja zostanie zdana na pewno ale w okolicach poniedziałku.

poniedziałek, 23 lipca 2012

No i po strzelance - czyli wrażenia dnia wczorajszego.

Nooooo, udało mi się tego dpmowego miśka w końcu oderwać od klawiatury (czytaj: nie odpiąłem go z zipperów z kamizelki). Ale wróćmy do tematu.
Miejsce akcji: Mój domek, godzina 0900
Słyszę, że coś się tłucze strasznie po pokoju, narażając resztę domowników na pobudkę.
Wchodzę i co widzę:
Rico, a właściwie jego wystające nogi z pokrowca na replikę a obok całkiem pokaźny zapas petard, granatów i wszelakiej maści materiałów wybuchowych.
-Rico! Wyłaź stamtąd! Co ty tam cholero robisz.
-Juuuuuuuuuuż, myślałem, że nie zauważysz, że dołożyłem ci trochę wybuchowych niespodzianek.
-Wyciągaj to wszystko stamtąd, przecież tego nie da się nie zauważyć, ledwo zamki w pokrowcu trzymają.
-Kuuuurcze, a nie możemy wziąć chociaż kilka? - spytał zasmucony miś.
-Nie bardzo, zresztą twoje petardy są troszkę za mocne na nasze strzelanki mój panie, mógłbyś kogoś skrzywdzić.
-Mogę chociaż jechać z Tobą?
-No możesz, możesz, ale zbieraj się bo zaraz wychodzimy. I będziesz pilnował tyłów jak na swojej pierwszej strzelance, ok?
-Juhuuu - miś ochoczo wskoczył na plecy kamizelki stojącej w pokoju i czekał aż zostanie przypięty żeby nie spadł. Niecierpliwie pomrukiwał a ja w tym czasie szukałem spinek. 
-Ymmmm jakby to powiedzieć - zacząłem - nie mam spinek, ale mam karabińczyk z przodu, więc dzisiaj wypatrujesz razem ze mną wroga - co ty na to?
-Taaaak -wykrzyknął z radością- to co idziemy,idziemy,idziemy? 
-Idziemy.
Po krótkich przygodach z dokumentami w samochodzie, pojechaliśmy.
Miś sprytnie wypiął się z karabińczyka i poleciał witać się z chłopakami. Wrócił po jakimś czasie trzymając w łapce dwa lśniące zippery, z wyrazem dopiero co popełnionego małego podiwanienia na mordce.
-Skąd masz zipy?
-Eeeeeee, leżały sobie to wziąłem dwa.
-A pytałeś się czyje to? Nie wolno tak ot sobie brać co leży. Idź się teraz tłumaczyć a ja się dalej zbieram.
Zaczęliśmy strzelanie, Rico dzielnie pilnował czy wróg nie zachodzi nas od tyłu. Poszukiwania zajęcy zakończyły się przegraną, ale cóż.
Rico niestety nie dał rady sfragować Fiszera, ale mówi się trudno. Następnym razem :P
Wróciliśmy do domu i tak zakończył się jak najbardziej udany dzień.
-I co Rico, jak się podobało?
-W pyt... yyyyy świetnie było - delikatnie jąknął się misiek.
-No to co idziemy się lansować? - zapytałem przekornie.
-A idź się wypchaj SAS-watką wredoto jedna.
-No dobra już ci daję spokój.

sobota, 21 lipca 2012

Lans,lans,lans i jeszcze raz lans

Matko Misiowa!
Jak ja mam dość lansu. W ogóle kto to pojęcie wymyślił. No weźcie sobie wyobraźcie:
Nie dość, że macie na plecach wielkiego chłopa, to jeszcze musicie targać cały jego sprzęt.
No ile tego można mieć. Magazynki, kamizelki, kapelusze sraty taty i na moim biednym misiowym kręgosłupie ląduje 20kg więcej. Jakby nie dość było 110 kg samego chłopa.
Ostatnio wziąłem go na właśnie taki lans ze sobą. I co? Ja musiałem go targać a on bajerował laski i tłumy MOICH wielbicielek a ja musiałem wysłuchiwać - Mamo, mamo patrz jaki miisiooooooo - kuuuuuuuuuuuuuuup miiiiii. Słowem się nie szło odezwać do grupki pięknych dziewoj bo dziamgało to chłopisko i dziamgało. Chyba go muszę znowu zakneblować i zamknąć w szafie. Niech się nauczy gdzie jego miejsce. Wreszcie się skończyło, wróciliśmy do domu a ten mnie hyc i już wisiałem za uchwyt koło jego AUG-a. Chciałem dodać wpisik ładny a tu takiego wała. Nie idzie zejść i wisisz tak wkurzony, aż się watka w środku gotuje. Muszę zwiewać bo znowu idzie do komputera mnie wywalić.
Jutro jadę na sczylonke, testować na innych człowiekach moje kabumy.  Zobaczymy jak będą się cieszyć na sam ich widok :)

Zmykam
Rico